Ekstraklasa.tv: z 2:0 na 2:3 - tak Ruch gonił Legię [WIDEO] »
W ostatnim czasie legioniści spisują się fatalnie. W ostatnich trzech potyczkach nie zdobyli nawet punktu. Bardziej niże słabe
wyniki, kibiców martwić może jednak styl jaki prezentuje zespół. W pojedynku z Ruchem po dwóch kwadransach prowadził już 2:0, a i tak mecz zakończył porażką 2:3. W ostatnich trzydziestu minutach warszawianie spisywali się wręcz fatalnie.
- Zdają sobie sprawę z problemów. Rozmawiam po meczu z jednym z zawodników. Pytam: co się z wami stało? A on mówi: trenerze, w pierwszej połowie, gdy dostawałem
piłkę, miałem trzy-cztery możliwości, żeby ją odegrać. Każdy chciał ją dostać. Po bramce na 2:2 podnosiłem głowę i nie miałem komu podać - powiedział w
rozmowie z "Przeglądem"Skorża.
Zdaniem szkoleniowca problem tkwi w głowach piłkarzy. - Jak to się mówi: nie potrafimy pozytywnie zareagować na niekorzystny dla nas obrót sprawy - mówi. To ostatnio zdanie jest wyjęte prosto z ust Henryka Kasperczaka. Po porażce z Ruchem
"Rzeczpospolita" donosiła, że właśnie ten doświadczony szkoleniowiec ma być następcą Skorży. Trener warszawian nie chciał odnosić się do tej sprawy, ale poinformował, że jest już po rozmowie ze swoimi przełożonymi i o żadnym ultimatum z ich strony nie usłyszał.
Pewności, że nie zostanie zwolniony mieć jednak nie może. Dlaczego?
- Pamiętam, ze gdy pracowałem w Wiśle, miałem podobną sytuację. Do mediów przedostała się plotka, że muszę wygrać trzy najbliższe mecze. Mnie nikt tego nie powiedział. Wygrałem i potem się dowiedziałem, że z tym ultimatum to była prawda - zdradza.
Skorża sam nie chce rezygnować. Wierzy, że w końcu dotrze do piłkarzy i jego zespół zacznie punktować.
- Gdybym odszedł w tym momencie wyglądałoby to tak, że się poddałem. Miałem już raz taką sytuację w Amice Wronki, gdy podałem się do dymisji i potem bardzo tego żałowałem. Zostały trzy mecze do końca rundy i odszedłem - mówi Skorża.