W środę Politechnika pokonała przed kompletem publiczności na Torwarze Skrę 3:2. Jakie wnioski można wyciągnąć z tego meczu?
1. Politechnika w tym sezonie prawie nie pęka. Choć morale mogło ucierpieć po wpadce z Lotosem Treflem
Gdańsk (2:3) i laniu od mistrza Polski w
Rzeszowie (0:3), to w środę warszawianie nie przestraszyli się rozpędzonej Skry. Trener Bednaruk chciał znowu zobaczyć agresję w zespole i zobaczył ją w połączeniu z charakterem, które pozwalały wcześniej wygrać pięć meczów z rzędu.
Kiedy w końcówce pierwszego seta do remisu doprowadził bombardujący z pola zagrywki Mariusz Wlazły, wydawało się, że Politechnika przegra, mimo wcześniejszego prowadzenia 23:20. Jednak odpowiedziała. I to jak! Asa serwisowego przy stanie 26:26 posłał rywalom Maciej Zajder i bełchatowianie tak się pogubili, że za chwilę Aleksandar Atanasijević trafił w siatkę.
W drugim secie warszawianie też grali punkt za punkt, by potem zadać ostateczny cios, a tie-breaka rozegrali prawie popisowo, choć mogli być podłamani, kiedy rywale wygrali trzecią i czwartą partię.
Wcześniej trudnych momentów nie brakowało, a Politechnika nie pękała w meczach z Jastrzębskim Węglem czy Delectą
Bydgoszcz. Dzięki temu warszawianie są sensacyjnym wiceliderem PlusLigi po pierwszej rundzie sezonu zasadniczego.
2. Politechnikę dopadł syndrom trzeciego seta. W czwartym meczu w tym sezonie przy prowadzeniu 2:0, warszawianie przegrali kolejną partię. Choć trener i zawodnicy zarzekają się, aby nie szukać dziury w całym, bo później i tak wygrywali, to widać, że nie zawsze potrafią wytrzymać fizycznie szaleńczego tempa, który zaproponowali.
Tak było w środę, choć opiekun Skry Jacek Nawrocki, aby ratować
wynik, sięgnął po rezerwowych, a ci skutecznie zaskoczyli gospodarzy. Jednak może zdarzyć się sytuacja, kiedy zabraknie czasu na regenerację, a kryzys będzie zbyt duży. Wtedy udana seria przepadnie.
3. Dlaczego tak miałoby się stać? Widać, że Bednaruk nie ma pełnego zaufania do młodej (wyłączając 31-letniego Pawła Siezieniewskiego) ławki rezerwowych. Przeciwko Skrze dopiero w trzecim secie, kiedy trzeba było rozpaczliwie gonić wynik, na boisku pojawił się Paweł Adamajtis. W czwartym pojawili się Siezieniewski i młody środkowy Dawid Dryja, ale występ całej trójki przeszedł prawie bez echa - łącznie zdobyli trzy punkty. Malutko, bo np. Adamajtis jako rezerwowy zdobył 17 punktów z Lotosem.
W tie-breaku grała już żelazna szóstka plus Adamajtis z ławki. Kontuzje trzymają się na razie z daleka od warszawskiego zespołu, ale gdyby stało się inaczej, to Bednaruk będzie miał problem. Za nim dopiero połowa sezonu zasadniczego, a już czeka go walka o Puchar Polski. Trener otwarcie żałuje, że zacznie rywalizację od ćwierćfinału, a nie od szóstej rundy, w której mógłby przetestować zmienników.
Chuchać i dmuchać trzeba na doświadczonych Grzegorza Szymańskiego (17 punktów) i Marcina Nowaka (9), którzy udowadniają, że wciąż mogą wiele wnieść do zespołu. Bednaruk po meczu przyznał, że w tak dobrej formie 34-letniego atakującego nie widział od czasów finału ligi, kiedy razem w Jastrzębskim Węglu próbowali odebrać tytuł Skrze, czyli ponad pięć lat temu.