W sobotę Politechnika przegrała na wyjeździe z Zaksą Kędzierzyn-Koźle w inauguracyjnym meczu pierwszej rundy play-off PlusLigi. Jakie wnioski można wyciągnąć z tego spotkania?
1. Sposób na Zaksę- Sposób na Zaksę? Ryzyko, ryzyko i jeszcze raz ryzyko - mówił środkowy Maciej Zajder. Warszawiakom trudno było odmówić chęci, ale w sobotę niewiele im wychodziło. Sposobem Politechniki na Zaksę miała była mocna zagrywka, ale było odwrotnie. Serwisami bombardował zwłaszcza Brazylijczyk Felipe Fonteles (5 punktów), a także Michał Ruciak (3) i Łukasz Wiśniewski (3), który posyłał nieprzyjemne floty. Dzięki temu Zaksa dysponowała różnorodną zagrywką.
A Politechnika? - Nie możemy ich złapać na serwie - mówił podczas przerwy trener Jakub Bednaruk do zawodników. Nie trudno było to zauważyć, choć incydentalnie pokazał się Fabian Drzyzga, później też Maciej Zajder. Obaj udanie spróbowali zagrać mocniej, ale to było za mało. Jeśli w tym elemencie nie nastąpi poprawa, to warszawiacy nie mają o czym myśleć w kolejnych meczach, a celem jest wygranie przynajmniej jednego spotkania.
2. Kiepskie przyjęcie Zaksie sprawę ułatwiło też kiepskie przyjęcie warszawiaków, którzy w tym elemencie zagrali na słabej, 38-procentowej skuteczności (tylko 15 proc. bardzo dobrego przyjęcia). A skoro Politechnika nie robiła krzywdy z zagrywki, to Zaksa osiągnęła pułap 60 proc. i mogła swobodnie grać.
3. Wierzbowski nie zawodził Skoro mowa o przyjęciu, to najbardziej zapracowanym zawodnikiem Politechniki był Krzysztof Wierzbowski. Kędzierzynianie doskonale zdawali sobie sprawę, że kapitan Politechniki wrócił niedawno po kontuzji, choć w Bełchatowie pokazał, że nadspodziewanie szybko wraca do formy.
Wierzbowski aż 23 razy musiał odbierać zagrywkę, ale zazwyczaj nie zawodził. Drugi pod tym względem był rezerwowy Paweł Siezieniewski (14), który w trakcie gry nie zastąpił nadmiernie eksploatowanego Wierzbowskiego, ale najsłabszego w drużynie Macieja Pawlińskiego.
4. Dziwne nieporozumienia Właśnie Pawliński był bohaterem jednej z akcji, po której Zaksa w łatwy sposób zdobyła punkt. Warszawiacy sprawiali wrażenie, jakby nie komunikowali się ze sobą na boisku, dlatego widzieliśmy kilka dziwnych nieporozumień. Najbardziej charakterystyczna była akcja, kiedy do
piłki w obronie ruszyli Pawliński i libero Michał Potera. Żaden nie ustąpił, ale z takiej determinacji pożytek był żaden.
Pożytku nie było też z udanych pościgów. Politechnika w pierwszym i drugim secie notorycznie musiała gonić rywala, a kiedy podopiecznym Bednaruka to się udało, po chwili znowu przegrywali. Dość powiedzieć, że dopiero w trzeciej partii wyszli na prowadzenie, ale znowu nie potrafili pójść za ciosem, dlatego też umiejętność odrabiana strat nabiera innego znaczenia.
5. Skuteczny Szymański Nieźle prezentuje się Grzegorz Szymański, na którym spoczywa cały ciężary gry Politechniki w ataku. W sobotę był najskuteczniejszym zawodnikiem w swoim zespole (11 punktów). Nie może liczyć na chwilę wytchnienia, bo na ławce rezerwowych wciąż brakuje kontuzjowanego Pawła Adamajtisa. Szymański grał dojrzale, dostosowywał atak w zależności do sytuacji, dlatego zaimponował, kiedy przy potrójnym bloku nie próbował uderzać na siłę tylko lekkim zagraniem sprytnie ominął rywali. Pytanie tylko, jak długo będzie wytrzymywał trudy meczów, bo nie jest tajemnicą, że co jakiś czas dokuczają mu problemy ze zdrowiem.