Woźniak we wszystkich wcześniejszych biegach była rezerwową. Trójkę startową tworzyły Katarzyna Bachleda-Curuś, Luiza Złotkowska i Natalia Czerwonka. Gdy jednak Polki wywalczyły awans do finału, w trójce - kosztem Natalii Czerwonki - pojawiła się właśnie łyżwiarka z Warszawy.
- Dobrze pamiętamy, co działo się na igrzyskach przed czterema laty, gdzie rezerwową w składzie była Natalia, ale nie startowała -
powiedział trener Czerwonki Marian Węgrzynowski. - Wtedy skończyło się tak, że Natalia nie dostała medalu, polskie władze też nie uznały, że miała udział w sukcesie. Teraz podobnie mogłoby być z Kasią, dlatego trener podszedł do Natalii i zapytał ją, czy zgodziłaby się, by w finale zastąpiła ją Woźniak. I Natalia bez chwili namysłu wyraziła na to zgodę.
W decydującym o złotym medalu biegu lepsze okazały się jednak Holenderki. Z czasem 2:58:05 okazały się szybsze od Polek, które skończyły bieg z czasem 3:05:55. Srebrny medal jest jednak wielkim sukcesem panczenistek Krzysztofa Niedźwiedzkiego. Polki - aktualne wicemistrzynie świata - w ćwierćfinale pokonały Norweżki, a w walce o finał były lepsze od faworyzowanych Rosjanek. Zdobywając
srebro, poprawiły osiągnięcie z Vancouver, gdzie cztery lata temu sięgnęły po brąz.
- Siłą Polek jest kolektyw, w tej drużynie każda jest w stanie zastąpić każdą - mówił przed startem Polek Norbert Kwiatkowski, trener WTŁ Stegny, w którym Woźniak wychowała się i w którym trenuje do dziś. - A Kasia świetnie do tej drużyny pasuje. Z nią w składzie zawodniczki notowały lepsze czasy, różnica między pierwszą a ostatnią była niewielka.
Kwiatkowski przypomniał także, że Kasia to nie tylko jedyna w Soczi olimpijka z Warszawy, ale i jedyna w historii warszawianka z medalem igrzysk olimpijskich. W rozmowie z serwisem Warszawa.sport.pl wskazywał na słabszą formę stołecznej panczenistki, ale zaznaczał też, że stać ją na sprawienie niespodzianki. - Faktycznie, gdzieś ta forma z początku sezonu jej uciekła, technika nie jest w pełni dopracowana, ale ta dziewczyna ma moc - przekonywał.
Sama Woźniak, tuż przed wyjazdem, podczas rozgrywanych na Stegnach mistrzostw Polski, tonowała nastroje. - Mój cel to dać z siebie wszystko. Chciałabym, by poszło mi jak najlepiej, ale co z tego wyniknie - zobaczymy. Na pewno z racji poprzednich igrzysk poprzeczkę mamy zawieszoną wysoko. Na ostatnich igrzyskach pokazałyśmy, że ścigamy się na światowym poziomie, udowadniałyśmy to regularnie przez cztery lata, więc w Soczi chcemy to potwierdzić i wypaść jak najlepiej - mówiła
Woźniak, podobnie jak koleżanki, twierdził przed wylotem, że planem minimum jest wyrównanie sukcesu z Vancouver, ale apetyty mają większe. Udało się. Dla Polek awans do finału i srebro igrzysk olimpijskich jest największym sukcesem w karierze.
O stołecznym
sporcie podyskutuj z autorem na jego
Twitterze.